Wiecie, co jest bardzo ważne w pasji fotografa przyrody? Wyrozumiała rodzina. Na przykład taka, która pozwala podczas rodzinnego wyjazdu nad morze uciec na kilka godzin, żeby pooglądać ptaki. Na przykład moja.

Chociaż naszą bazą noclegową była Mierzeja Helska i tamże udało mi się wypatrzeć kilka ciekawostek, to jeden ranek przeznaczyłem na wypad na Wyspę Sobieszewską i ujście Wisły. Wiecie, żeby sprawdzić, czy Wisła będzie nadal płynąć po powrocie do Niepołomic.

Jeśli chodzi o mierzeję, to głównymi bohaterkami zdecydowanie były mewy. Udało się zobaczyć typowe dla naszego wybrzeża śmieszki, mewy siwe, srebrzyste oraz siodłate. Jako że większych mew (oprócz białogłowej) na co dzień w Małopolsce nie widuję, to uważam pod tym kątem wypad za całkiem udany. Zwłaszcza mając na uwadze fakt, że pobyt był bardzo krótki.
Cieszy mnie również to, że większość spotkanych dorosłych mew udało mi się prawidłowo zidentyfikować samemu. Może taka siodłata nie jest specjalnym wyzwaniem, ale cieszy, że udało się ją dostrzec pośród srebrzystych kuzynek.

Te kilka dni obserwacji sprawiło, że zacząłem żałować, że podczas mojej dwuletniej przygody z Gdańskiem dziesięć lat temu nie poświęciłem więcej czasu na fotografię przyrody i na obserwację mew właśnie. Dla niektórych mogą być one pasożytami i szczurami morskimi, ale w locie nie można im odmówić majestatu.

Pośród odpoczywających na pustej plaży śmieszek udało się nawet dostrzec jedną z obrączką, której numer wysłałem do Polringu. Zawsze ciekawi mnie historia ptaka, którego obrączkę uda się odczytać. Ciekawe, czego dowiem się o tej konkretnej.

Przy samym ujściu Wisły, w rezerwacie Mewia Łacha nie było jednak wiele mew, ale kilka innych gatunków pokazało się; choćby tylko przelotem.



Oprócz ptaków udało się też pooglądać wylegujące się na samym skraju wyspy szarytki morskie, dawniej znane jako foki szare.

Największą jednak niespodziankę sprawiła mi helska para widoczna na zdjęciu. Obserwowałem przelatującego wzdłuż mierzei myszołowa włochatego, kiedy zza drzew wyłonił się kruk. Najwidoczniej kosmacz wleciał w jego rewir, bo został zaatakowany bezpardonowo i był nękany przez kilkaset metrów, dopóki nie oddalił się wystarczająco. Wtedy też kruk jakby zapadł się pod ziemię.




Dobre miejsce i czas jak rzadko.
Podobne wpisy:
Sklep
-
Potrzeszcz, podkładka pod mysz25,00 zł
-
Kalendarz 2022 Ptaki50,00 zł
-
Ural, płótno161,00 zł